No to mamy rewolucję!!!
Sie porobiło. Ale po kolei. Wymyśliłam sobie piękne, dłuuuuugie schody na górę, zawsze o takich marzyłam. No i spiżarnia dzięki temu porządna mogła być (całe 2 m2 tam gdzie 2 m wysokości, no i jeszcze kawał pod skosem). Dawno temu pan architekt od adaptacji projektu wszystko ładnie wyrysował, a dziś Boby Budownicze zrobili szalunki. No i co się okazało - jak chcemy wejść na górę (narazie po samych dechach, a gdzie jeszcze schodek) to musimy główkę nachylić, żeby jej sobie o sufit nie ropierniczyć - trochę niestandardowo, co?! Najlepsze jest to, że nasz Grześ, zwany też Prezesem, łebek schylał wchodząc i schodząc, ale jakoś problemu nie zauważył. O architekcie to nawet nie wspomnę!!! Trochę wpadłam w panikę, ale pokombinowałam i wymyśliłam, że jedynym wyjściem będzie pozbyć się fragmentu sufitu (tego co to miał w łeb walić), a co za tym idzie zrobić wejście do naszej (do dziś naszej) łazienki z korytarza, bo do tej drugiej (ogólnej) w takiej sytuacji wejść się nie da, gdyż ponieważ podłoga na górze w tym miejscu (czy tam sufit na dole, wszystko jedno) idzie do wycięcia - trochę pogmatwane, ale może ktoś zrozumie o co chodzi :) No i zaczyna się rewolucja - skoro łazienka ogólna ma być od północy, to Tosia też będzie od północy (jedyny problem - i to duży - że będzie miała mało światła), a my w ślad za łazienką, do której w takiej sytuacji będzie się można dostać jedynie z sypialni, przenosimy się na stronę południową. Misię trzeba też przesunąć z pokojem na północ, ze względu na przeniesienie naszej garderoby, schody młyńskie na stryszek (bawialnię dla dzieciaków łamaną na pokoik gościnny) też trzeba przenieść do Michasi, bo u Tośki się nie zmieszczą. No cyrk na kółkach normalnie, cała moja koncepcja powalona. Zamiast przytulnej, romantycznej łazienki kolonialnej, będę mieć łazienkę angielską :( To na czerwono jest do wycięcia - tam właśnie miały być drzwi do łazienki ogólnej:
Już prawie wszystkie pustaki ułożone i w domku zrobiło się ciemno.
Udało mi się wdrapać na górę - oto widoki: