Układanka i pierwsza krew...
Zmordowana, ale cholernie szczęśliwa. Dwa dni pracy i udało się ogarnąć więcej jak połowę desek, mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu skończymy. Sprzedaliśmy też stemple, więc od razu zrobiło się na działce przestronniej. Tak to wyglądało:
Teraz tak:
No i tak:
Zabawa w układanie klocków z resztek więźby była przednia, gdyby nie to, że sierota wdepłam na gwoździa i to takiego porządnego - dziurka w buciku i w mojej stópce - a jakże :( Ostatnio takie przygody miałam jak byłam małą dziewczynką i biegałam na bosaka - mam nauczkę, trzeba się gapić gdzie się staje :)
A przy okazji, czy Wy też mieliście tyle odpadów - przecież ci z tartaku mieli całe zestawienie więźby z projektu, te wszystkie wymiary itd. więc trochę mnie to dziwi.
I jeszcze jeden powód do radości - wieczorem Pan Dekarz zadzwonił, że jutro rano przyjeżdża do nas kończyć daszek - strasznie się cieszę :)